Wybór? [part I]

-Masz gości! -piskliwy krzyk mojej starszej siostry przebija się przez ścianę szumu wody oraz dźwięcznego śmiechu połączonego z melodią- zawsze śpiewam pod prysznicem. Pomiędzy jednym a drugim rzewnym konsonansem udaje mi się wyłapać zaledwie kilka słów: bawcie się dobrze; potem jest już tylko woda, woda, gorąca woda. To właśnie ona pozwala mi zatrzymać się w tej właśnie chwili, pieści moje zmysły jak i ciało, jakby chciała szeptać mi do ucha: Zatrzymaj się. Zostań. Niestety, tak jak i zawsze wieczorami opuszczam łazienkę, niechętnie kierując się w stronę mojego małego pokoju. Przepasana zaledwie beżowym ręcznikiem jestem już u skraju wyczerpania, jednak jakimś cudem udaje mi się dotrzeć do sypialni- chwilę później schylam się już, i już, już, jestem coraz bliżej, gdy nagle coś drobnego, ciepłego obejmuje mnie od tyłu. I nagle dociera do mnie w pełni, co to takiego.
Dziewczęce palce gładzą moje ciało, pozostawiając po sobie  smugi pożądania. Przez te palce cała płonę, i niestety nic nie mogę z tym poradzić.
-To właśnie ty jesteś ''gościem od matmy''? -szepczę siląc się na spokój, co jest z resztą zadaniem niezwykle trudnym. Och, głupie serce, dlaczegóż to tak trzepocze, niczym ptak szczelnie zamknięty w klatce?
-Korepetycje z matematyki odwołane. Cieszysz się?
***
Pierwszą rzeczą jaką dostrzegam po przebudzeniu jest stanik wiszący na włączonej lampie, spódnicę, czy chociażby lewego buta znajdującego się w miejscu, w którym znajdować się nie powinien. Ja sama czuję się jakby ktoś zabawił się moimi wnętrznościami w golfa, ale zapomniał już odłożyć piłeczek na swoje miejsce. Z niewyobrażalnym trudem podciągam się do pozycji na wpół siedzącej, jednak zatrzymuję swoje ospałe, obolałe ciało w bezruchu gdy zauważam pewną nietypową rzecz leżącą w rogu pokoju. Jest to skarpeta Mai, mojej najlepszej przyjaciółki, która... Zaraz zaraz. Mojej... przyjaciółki. W...tym...miejscu. O kurwa.
-Okayou, Kira-chan! Jak się spało?
Odwracam się niemal błyskawicznie by dostrzec śliczną kobietę, przypatrującą się mi spod swoich długich rzęs. Ubrana jest w kłusy fartuszek do sprzątania mojej starszej siostry, w ręku zaś dzierży miotłę. Wystarczą mi zaledwie trzy sekundy by rozbudzić się całkowicie, jeszcze mniej, bym wstała dziko wymachując rękoma.
-Mai, co ty, do cholery, wyprawiasz w moim domu?!
-Jak to co? -odpłaca mi się szybkim plaskaczem, potem zaś zdzieleniem miotłą, która nie wiem dlaczego jeszcze się nie rozpadła. Ten drugi cios nie był wymierzony specjalnie, jednak zabolał bardziej.
-Sama zaprosiłaś mnie, żebym pomogła ci przygotować się do testu z matematyki!
-To raczej nie było uczenie się! -odgryzam się natychmiast, jednocześnie trzymając się za obolałe kolano, któremu dostało się całkiem niesprawiedliwie. Chlanie do nieprzytomności pod nieobecno...
Panna Mai jak gdyby nic marszczy swój mały, zadarty nosek, nie odpowiada mi jednak na oskarżenia.
-Jare jare, zapomniałam tego posprzątać. Wybaczy pani- szepcze, jak gdyby nic pokazując swoje mleczne ząbki, równocześnie wskazuje także na stanik dyndający na równi z sufitem.
Gdyby siostra tu przyszła... Zdziwienie nie było by chyba odpowiednim określeniem.
Mai podkłada bujane krzesło, na które zgrabnie wskakuje by zdjąć bieliznę, jednak w ostatniej sekundzie dziwacznego wymachiwania traci równowagę, upadając tym samym na moje kompletnie zdezorientowane ciało. Cholera, nagle wszystko zaczyna dziać się tak szybko...
-Co ty do... -udaje mi się wymruczeć, zanim do końca nie spłonę rumieńcem. Biodra, dla odmiany całkowicie nieodsłonięte wylądowały na moim podbrzuszu, co powoduje, że na chwilę tracę oddech. Boże, o boże, brak mi tchu.
-Ojej.
Twarz zarumienionej przyjaciółki jest coraz bliżej mojej, czuję na swojej drżącej skórze jej słodki oddech, jej jak zwykle długie rzęsy są piękniejsze niż dotychczas. O boże, brak mi tchu!
Przez chwile wydaje mi się, że to gra świateł, ale zaraz potem uświadamiam sobie, że tęczówki Mai mienią się barwami tęczy niczym dwa lśniące brylanty, kamienie szlachetniejsze od samego złota. O boże, o boże, o boże...
-Ja... Ja...- podejmuje próbę powstania o własnych siłach, co szczerze powiedziawszy przy takim zdezorientowaniu i speszeniu jest niemal awykonalne. -Wybacz.
Za trzecim podejściem udaje jej się podnieść, cofa się pod ścianę, a jej przyśpieszony oddech wprost doskonale współgra z biciem oszalałego serca.
-Gomenasai, trzeba... Trzeba będzie to wszystko posprzątać. Jeszcze butelki... Butelki, tak, sprzątnąć... -mruczy coraz bardziej chaotycznie, jednak bardziej chyba do siebie aniżeli do mnie; po chwili pozostawia mnie samą wraz z moimi rozmyślaniami.
Ona chciała cię pocałować!- głos rozsądku, jak zwykle podsuwa mi przerażające obrazy, które odganiam od siebie jednym machnięciem ręki- tak, jak odgania się natrętną muchę.
No tak, niby tak, ale przecież to był przypadek...
To jak wytłumaczysz fakt, że nic nie pamiętasz z dzisiejszej nocy?
Pstryk. Zamazany obraz mojego nagiego ciała. Pstryk. Jęk. Szum w głowie, chaos w umyśle, burza w sercu.
Nie... Nie zrobiłaby tego. Prawda?
Gdy argumenty zdrowego rozsądku się skończyły, dało znać o sobie oszalałe serce, bijące w tempie tak ze trzy razy szybszym niż normalnie. Kira doskonale wiedziała, że przyjaciółka skończyła już swoją pracę, a teraz przypatruje jej się uważnie spod przymrużonych powiek, jednak ta nie potrafiła na nią spojrzeć. Nie potrafiła, czy może raczej nie chciała?
-Dlaczego się nie odzywasz?
Serce biło już teraz ledwie dosłyszalnie, uspokoiło się, choć na chwilę.... Odpowiedź? Po co?
-Kira?
To moja przyjaciółka, nie mogę tak postąpić, to dlaczego czuję ten ucisk w brzuchu? Te dziwne motylki? A rumieńce?
-Kira?
Nie mogę na nią spojrzeć, może wszystko będzie tak jak dawniej jeśli się odwrócę? Odwrócę się od wszystkiego, mojego życia, uczuć, całego świata. Tak będzie lepiej, mam rację?
-Wiedziałam, że tak będzie, to musiało kiedyś wyjść na jaw. Cholera, to wszystko moja wina!
Brązowowłosa westchnęła przeciągle, powoli, delikatnie, jakby bała się podejść klęknęła, następnie jednym szybkim ruchem sprawiła, że nasze spojrzenia się spotkały. Jej- zdeterminowane, zaciekłe, moje natomiast pełne obaw i szalejących sprzecznych uczuć.
Głupia, miałam wielką ochotę się teraz rozpłakać.
-Kim dla Ciebie jestem? - jej głos brzmiał niezwykle poważnie, wręcz nagląco, jakby nie chciała tracić czasu na zwykłą rozmowę.
Niemal natychmiast znalazłam w swoim pokręconym umyśle tysiące określeń. Miła, seksowna, urocza, śliczna,  pomocna, gadatliwa, z nieziemskim uśmiechem, ślicznymi lokami...
-Jesteś moją przyjaciółką, -odpowiedziałam tylko pustym, wypranym od emocji głosem, okłamując przy tym nawet samą siebie.
Bicie serca, teraz już o wiele szybsze nie pozwoliło mi na trzeźwą ocenę sytuacji, nic dziwnego, że czułam się jak na kiepskim haju, nie starczyło także czasu na inne uczucia: ból, strach, smutek, rozpacz... Te dotrą dopiero później. Tego byłam pewna.
-A...czy... czy będę Twoją przyjaciółką nadal, po tym co się stało? Co się stanie? -dotychczas słodki głos Mai zmienił się nie do poznania, nie czuć w nim było ''tego czegoś''.
Nie odpowiedziałam, liczyłam natomiast własne oddechy.
Jeden.
Spojrzenie otoczone woalą grubych rzęs było zbyt natarczywe, za bardzo poważne, Mai wyglądała w ten sposób na o wiele starszą. I piękniejszą.
Dwa.
Błyszczące w świetle jarzeniówek tęczówki przeszywały swym ostrym, wyzywającym spojrzeniem.
Trzy.
Brązowe, drobne loki łaskotały mnie w nieosłonięte części ciała, powodując konwulsje strasznego, wręcz nieznośnego podniecenia.
Cztery.
-Kim dla Ciebie jestem? -powtórzyła po raz drugi tego dnia, głosem napełnionym goryczą.
Pięć. Sześć. Siedem. Nic się nie działo. Osiem. Dziewięć...
Piersi Mai znalazły swoje miejsce w okolicy obojczyka płonącej z mieszaniny uczuć dziewczyny, potęgując nieznane dotąd potężne dawki adrenaliny. Ta zaś wlewała się do na wpół nagiego ciała, jakby chciała rozsadzić biedną Kirę na tysiąc malutkich części. Miliony drobniutkich kawałków.
-Ten jeden, jedyny raz. Ten ostatni raz. -jej słowa są już samodzielną częścią organizmu. Lecą, osiadają się na komodzie, ścianach, suficie, niczym delikatny puch. Są takie delikatne, tak egzaltowane. Podczas gdy ja rozpływam się pod natłokiem samych tych słów, panna Mai daje mi kolejny powód. Jej pełne usta stykają się z moimi, przez chwilę czuję, co ja mówię- jestem, cała jestem zbudowana z potężnych uczuć, fruwam, unoszę się między realią a marzeniem, uczuciem a wyobrażeniem. Pożądanie osiąga apogeum, maksimum swoich możliwości, a ja już sama nie wiem czy chcę. Wiem natomiast, że ona tak, widzę to w jej dzikim spojrzeniu, w jej ruchach, sposobie w jaki pozbywa się ze mnie kolejnych warstw ubrań.
Chcę krzyczeć. Czuć. Kochać. Śnić.
Topię się pod jej ciałem, mój dotyk wprawia ją w dreszcze pożądania, a ona sama odpłaca się mi coraz to głębszymi uczuciami wylewającymi się jej z prawie nagiego organizmu.
A potem przestaje.
CDN.

1 komentarz:

  1. AAAAhhhhhhh! Wiele się opowiadań naczytałam, ale to jest jendym z niewielu erotyków (bynajmniej ta część), które mnie wciągnęły! Twój język i styl jest naprawdę dobry. Niemal płynęłam z każdym słowem, obcowałam z nimi jakby namacalnie! Naprawdę świetne. Oby tak dalej. I zastanawiam się czemu nie ma kolejnej części chociaż już marzec? Zepnij się!! Chcę więcej!

    I równocześnie zapraszam do siebie https://rika-yoshioka-stories.blogspot.com/ ;)

    Weny życzę!

    OdpowiedzUsuń